Rzuciłam ostatnie spojrzenie na puste mieszkanie. Zmarszczyłam nos i wyszłam. Było, gdzieś tak koło 22. Na szczęście zażyłam sporą dawkę kofeiny. Eh... Byłam uzależniona od kawy.
Już po kilku minutach znalazłam się przed kolorowym budynkiem. Choć wszędzie panowała błoga cisza i sen- tutaj rządziły światła i głośna muzyka. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Współczuję osobom mieszkającym obok- mruknęłam do siebie cicho.
Zrobiłam kilka kroków i znalazłam się przed bramką. Bramkarz, ubrany jak z 'Facetów w czerni', spojrzał na mnie, jakby mnie oceniał.
-Poproszę o dowód osobisty.
Przewróciłam oczami i zaczęłam grzebać w torebce.
-Pan jest tu nowy, co?- burknęłam, szukając dowodu.
-Co panią to obchodzi?
-Jestem tutaj stałą klientką- poddałam się i opuściłam ręce.- Musiałam go zostawić w domu.
-W takim razie przyjdzie tu pani, jeśli wróci pani po dowód.
Zamiast się z nim kłócić, powiedziałam po prostu:
-Proszę zawołać Darry'ego.
-Pana Tenner'a?- zmarszczył brwi.
-Tak, tak, pana Tennera!
-Zwykle tego nie robię, ale...- nie dokończył, tylko powiedział coś do słuchawki w uchu.
Chwilę potem zjawił się Darry.
-O, Devin!- uśmiechnął się na mój widok.- Twoi znajomi już na ciebie czekają.
-Miałam komplikacje- rzuciłam nieznajomemu bramkarzowi ukośne spojrzenie.
Darry zrozumiał aluzję.
-Panie Claren, proszę ją wpuścić.
-Oczywiście, sir- zacisnął zęby i otworzył bramkę.
Uśmiechnęłam się z wyższością i przeszłam przez nią. Udałam się za Darry'm.
-Kto dokładnie jest?- spytałam.
-Lia, Brook, Evelyn, Jordan i Klemens.
Skinęłam głową.
Chwilę później usiadłam z moimi przyjaciółmi przy barze.
-Miałaś być godzinę temu- mruknął oskarżycielsko Jordan.
-Wypadło mi coś- oznajmiłam wymijająco.
-Znowu kogoś poderwałaś?- zachichotała Evelyn.
-Może...
To wystarczyło, żeby wszyscy wybuchnęli śmiechem. Łącznie z Brook. Gdyby tylko wiedziała, że przespałam się dzisiaj z jej chłopakiem...
-Gdzie jest Helen?- zapytałam zmieniając temat.- Nie widziałam jej cały dzień.
-Wyjechała z chłopakiem do San Diego. Nie możliwe... Jest z nim już cały rok- odpowiedział Klemens.
Rzuciłam mu współczujące spojrzenie. Ja jedna wiedziałam, co czuje do Helen. Zresztą, z chłopakiem Helen też się przespałam. Wiem, zła ze mnie przyjaciółka.
Reszta wieczoru upłynęła spokojnie. Piliśmy i tańczyliśmy. Ogółem była wielka zabawa. Potem pożegnałam się i wyszłam.
Wracałam właśnie do domu. Pieszo. Miałam blisko. Ulica była pusta. W pewnej chwili jakiś cień przemknął mi przed oczami. Zawahałam się. Tylko nie to...
-No, Devin, czemu ty jeszcze żyjesz?- usłyszałam kobiecy głos.
Odwróciłam się i rzuciłam osobie stojącej za mną spojrzenie wyrażające złość.
-Żyję, bo lubię żyć- warknęłam.- Zresztą i tak niedługo się do was przyłączę.
-Lucyfer czeka.
No tak. Rok temu podpisałam z nim pakt. Chodziło o to, że wyczuł we mnie jakąś moc, czy coś. Zgodziłam się... bo byłam głupia. Po śmierci miałam się stać demonem. Pokusa mocy i nieśmiertelności, była wysoka. Bardzo wysoka.
-Masz już ustaloną datę śmierci?- spytała demonica.
-Gdy skończę 20 lat...- moja odwaga lekko upłynęła.- Wtedy to się stanie.
Uśmiechnęła się.
-Lucyfer chce obgadać twoje stanowisko- mruknęła zniesmaczona.- Musisz iść ze mną do niego.
Skinęłam głową. To nic strasznego. Już byłam w piekle. Nie bałam się demonów.
Jakaś demonica? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz